Prawdopodobnie każdy tłumacz angielskich tekstów prawniczych, który stawia pierwsze kroki w zawodzie, przerażony jest złożonością tego specyficznego języka i jego niezrozumiałymi, często archaicznie brzmiącymi terminami. Jeszcze do niedawna panowało przekonanie, że dokumenty prawnicze należy tworzyć, stosując powielane od dziesięcioleci konstrukcje gramatyczne oraz słownictwo, które dawno już wyszło z powszechnego użycia. W konstruowaniu tego typu wytycznych kierowano się tym, że „wypróbowane” zwroty, które na dobre weszły do prawniczego żargonu i przylgnęły do swoich znaczeń, zagwarantują uzyskanie za każdym razem takich samych skutków prawnych.
Konsekwencja w kierowaniu się tą zasadą doprowadziła jednak do sytuacji absurdalnej, w której zwykły śmiertelnik, nie posiadający wykształcenia prawniczego, nie jest w stanie zrozumieć tekstów, które go dotyczą. Sytuacje prawne to przecież w większości sprawy wielkiej wagi, które często decydują o losie zainteresowanych. Pisma kierowane do ludzi, którzy prawa nie znają, powinny zatem komunikować treści w sposób przystępny i jasny.
Owa „niedostępność” mowy prawniczej, zwanej przez krytyków legal garbage (prawniczym śmieciem) stała się tematem wielu żartów i obiektem ostrej krytyki. W odpowiedzi na głosy społeczeństwa, oskarżające prawników o celowe tworzenie tzw. legalese, tj. pseudo-specjalistycznego języka konstruowanego poprzez sztuczne budowanie złożonej składni i wprowadzanie archaicznych, niezrozumiałych terminów, powstał tzw. „Plain Language Movement” („Ruch społeczny na rzecz uproszczenia języka prawniczego”). Szereg organizacji skupionych wokół tego ruchu zajmuje się promowaniem tworzenia dokumentów zrozumiałych dla ogółu. Język prawniczy wkracza więc na drogę reform i mimo, że proces wprowadzania zmian potrwa prawdopodobnie wiele lat, istnieje szansa, że praca tłumaczy specjalizujących się w tej dziedzinie stanie się dużo łatwiejsza.
(KJ)