Senat ogłosił 2015 Rokiem Witkiewiczów – Stanisława Ignacego (Witkacego) oraz jego ojca, uzasadniając swoją decyzję następująco: „Obaj w niezrównany sposób wykorzystali potencjał oraz twórczą energię otaczającej ich przestrzeni”. W związku z tym, zwłaszcza w Zakopanem – mieście, z którym ci dwaj artyści związali swe życie, zaplanowano szereg wydarzeń kulturalnych przybliżających ich sylwetki twórcze. Można wymienić choćby wystawę fotografii zatytułowaną
„Litewskim szlakiem Witkiewiczów”, którą można obejrzeć w zaprojektowanej przez samego Stanisława Witkiewicza – twórcę stylu zakopiańskiego – willi „Koliba”. Z kolei Muzeum Tatrzańskie planuje ekspozycję poświęconą biografiom ojca i syna, zawierającą również pastele Witkacego.
To, co dla mnie jest najistotniejsze w obchodach Roku Witkiewiczów, to przypomnienie artystycznej biografii Stanisława Ignacego Witkiewicza – autora takich dzieł literackich jak „Szewcy”, „Pożegnanie jesieni”, „Nienasycenie”, autoportretów i portretów osób, które poznał w swoim życiu. Takie oczekiwania zainteresowanych życiem i twórczością Witkacego uwzględniła stacja TVP Kultura, która oprócz licznych programów zawierających dyskusje polonistów, krytyków literackich, historyków sztuki, postanowiła przypomnieć widzom film z 2010 roku w reżyserii Jacka Koprowicza pt. „Mistyfikacja”. Obraz, określony gatunkiem kryminału, thrillera, porusza motyw tajemniczej śmierci autora „Szewców”, która obrosła legendą, jest pełna niedomówień, wątpliwości i rodzi kolejne pytania.
Stanisław Ignacy Witkiewicz popełnił samobójstwo 18 września 1939 roku w pobliżu miejscowości Wielkie Jeziora na Polesiu w lesie otaczającym majątek o tej samej nazwie zaraz po tym, jak dowiedział się o wkroczeniu Armii Czerwonej na ziemie polskie. Powiedział wówczas – jak przekazała jego kochanka Czesława Oknińska – obecna przy jego śmierci: To koniec. Te słowa były prawdopodobnie podyktowane wspomnieniami, jakie pozostały w pamięci Witkacego podczas pobytu w Rosji, gdzie miał okazję oglądać rewolucję bolszewicką z 1917 roku. Jego ciało pochowano na pobliskim cmentarzu. Niedomówienia, które nagromadziły się wokół śmierci Witkacego wynikają między innymi stąd, że Oknińska kilka razy zmieniała szczegóły dotyczące okoliczności samobójstwa autora „Szewców”. Poza tym jeszcze wiele lat po śmierci Witkacego przychodziły do jego znajomych pocztówki pisane jego charakterem pisma, co rodziło kolejne plotki i domysły o tym, że samobójstwo było pozorowane, a Stanisław Ignacy Witkiewicz żyje gdzieś w ukryciu przed światem, kpiąc ze wszystkich. Ta wersja zdarzeń wydawała się prawdopodobna i pasowała do postaci autora „Pożegnania jesieni”, którego postrzegano jako szalonego artystę i ekscentryka. Taki jego wizerunek wyłania się również ze wspomnianego przeze mnie filmu Jacka Koprowicza, który zakłada, że Witkacy nie popełnił w 1939 roku samobójstwa, a jego śmierć to kolejna mistyfikacja…
W 1988 roku władze PRL-u przeprowadziły ekshumację zwłok artysty i okazało się, że w 1939 roku pochowano ciało młodej Ukrainki i niemowlęcia, władze ukryły ten fakt i zarządziły uroczystość pogrzebową artysty, która odbyła się w Zakopanem przy udziale ogromnej liczby osób. Sprawę wyjaśniono dopiero w wolnej Polsce na polecenie ówczesnego Ministra Kultury Kazimierza Dejmka i podano do wiadomości publicznej prawdę – w rodzinnym grobie rodziny Witkiewiczów w Zakopanem pochowano ciało młodej kobiety i niemowlęcia, a ciała Witkacego nigdy nie odnaleziono.
Ale przenieśmy się teraz do Krakowa… Można powiedzieć, że tutaj Witkacy był i wciąż jest żywy… Wystarczy spojrzeć na repertuar Teatru Stu, na którego deskach nieprzerwanie od 2008 roku wystawiana jest sztuka należąca polskiej klasyki „Wariat i zakonnica” w reżyserii Krzysztofa Jasińskiego ciesząca się nieustającym zainteresowaniem krakowskiej widowni (400 zagranych spektakli). Krótki opis przedstawienia zachęca do obejrzenia go: „Szalony poeta Walpurg, nieokiełznana zakonnica Anna i nieobliczalni doktorzy z tajemniczego szpitala psychiatrycznego, raz wzruszający, raz nieodparcie śmieszni – poruszają do głębi i bawią do łez”. Na spektaklu byłam i potwierdzam, że przywołane słowa są prawdziwe – wspaniała gra aktorów, zwłaszcza Dariusza Gnatowskiego pokazuje w mistrzowski sposób to, co w groteskowym świecie autora „Szewców” jednocześnie przeraża i śmieszy, łączy makabrę z komizmem, czyli krótko mówiąc – witkacowski absurd.
Witkacy jest artystą przez wielkie A, który nadal intryguje, odczytywany dziś ponownie z racji obchodów Roku Witkiewiczów pokazuje kolejne twarze i nasuwa kolejne interpretacje swych dzieł zarówno malarskich, jak i literackich. Nie bez powodu Janusz Degler – znawca życia i twórczości Stanisława Ignacego Witkiewicza zatytułował swą książkę „Witkacego portret wielokrotny”. I to określenie chyba najbardziej pasuje do autora „Nienasycenia”.
(DM)