„W ciemności”… Wchodzę na salę kinową. Ogarnia mnie absolutna ciemność. Potykam się o własne nogi… Potrwa to chwilę, zanim nastąpi akomodacja moich receptorów wzrokowych. Lekko oszołomiona, po omacku odnajduję siedzenie (pierwsze wolne z brzegu, bo nie ma sensu szukanie właściwego miejsca w egipskich ciemnościach) i zatapiam się w fotelu nieco skonfundowana, z poczuciem zagubienia w mroku.
Spóźniłam się, więc ominęła mnie wątpliwa przyjemność oglądania reklam. Na ekranie jedna z pierwszych scen filmu, której akcja toczy się w kanale. Wreszcie rozumiem, skąd ten mrok.
Po chwili myślę sobie: niebywałe, w jaki sposób i z jaką siłą atmosfera filmu udzieliła mi się od pierwszych sekund mojej z nim konfrontacji. Gdy pojawiły się napisy końcowe, kotłowało się we mnie mnóstwo emocji wywołanych przez sceny realistyczne, obrazujące ludzką solidarność, pełne współczucia i zrozumienia dla sytuacji innych ludzi.
Niezwykły film! Jest on koprodukcją polsko-niemiecko-kanadyjską (reż. A. Holland). Jego scenariusz zainspirowany jest nietuzinkową książką Roberta Marshalla pt. „In the Sewers of Lvov”” („W kanałach Lwowa. Heroiczna opowieść o przetrwaniu Holokaustu”).
Zachwyciła mnie pełna wrażliwości i psychologicznego stopienia się z bohaterem gra Roberta Więckiewicza, który tworzył swą postać z niezwykłą ekspresją. Przedstawił on w ciekawy sposób dynamikę osobowości oraz przemianę, która dokonywała się w jego bohaterze. Bardzo wysoko oceniam także zdjęcia i grę kolorem, a zwłaszcza czerwonym, który ożywia szarość kadrów kręconych głównie w mroku.
„W ciemności” to na pewno film godny polecenia miłośnikom historii, a szczególnie tym zainteresowanym tematyką Holokaustu i realiów II wojny światowej.
P.S. Dodatkowo polecam wszystkim lekturę wspomnień Krystyny Chiger „Dziewczynka w zielonym sweterku”. Książka opowiada tę samą historię, co film Agnieszki Holland, ale przedstawioną z perspektywy jednej z ocalonych wówczas osób, która przeżyła te wydarzenia jako ośmioletnie dziecko.
M.E.G.