Alicja w Krainie Czarów to powieść, która od momentu swojego powstania została przetłumaczona na ponad 120 języków, w tym również na esperanto, hindi, hebrajski, gaelicki, paszto i suahili. Istnieją także wersje zapisane w alfabetach Braille’a i Shawa, a także metodami stenograficznymi Gregga i Pitmana.
Na pierwszy polski przekład Alice’s Adventures in Wonderland czytelnicy czekali aż 45 lat. Potem powstało ich jeszcze osiem, z czego dwa ostatnie tłumaczenia w 2010 roku. W obliczu takich faktów każdy czytelnik zadaje sobie pytanie, czy jest sens ponownego podejmowania się tłumaczenia tego samego tekstu. Po lekturze wszystkich przekładów powieści Carrolla odpowiedź nasuwa się sama i nie dotyczy tylko kwestii ambicji tłumaczy, którzy chcieli poprawiać błędy swoich poprzedników. Różnice w tłumaczeniach Przygód Alicji wynikają głównie z dużego nasycenia tekstu elementami, których nie da się przetłumaczyć – można je tylko zinterpretować. Interpretacja jest natomiast indywidualną sprawą każdego tłumacza, jego umiejętności językowych i horyzontu historyczno-literackiego.
Jedną z najciekawszych grup problemów tłumaczeniowych w omawianej powieści są idiomy i frazeologizmy nieposiadające adekwatnych odpowiedników w języku tekstu przekładu. Tłumacze radzą sobie z takimi fragmentami w różny sposób – niektórzy z nich po prostu je omijają lub tłumaczą dosłownie, co skutkuje jednak pojawieniem się w tekście dziwnie brzmiących elementów. Za najciekawszy pod kątem badawczym idiom można uznać angielskie wyrażenie birds of a feather flock together, używane do określenia ludzi o podobnych charakterach bądź upodobaniach, którzy często spędzają ze sobą czas. Element ten przybiera w każdym przekładzie inną postać. Większość tłumaczy zdecydowała się zostawić ornitologiczną tematykę wyrażenia, nie przekładając jednocześnie jego sensu – Maria Morawska napisała „podły ten ptak, który własne gniazdo kala”, Antonii Marianowicz „lepszy wróbel w ręku niż gołąb na sęku”, natomiast Bogumiła Kaniowska „kruk krukowi oka nie wykole”. Na uwagę zasługuje również tłumaczenie autorstwa Jolanty Kozak, które z pragmatycznego punktu widzenia jest najbliższe oryginałowi – jej wersja to „ciągnie swój do swego”. W całej serii tłumaczeniowej najlepsze rozwiązanie tego problemu należy jednak do Macieja Słomczyńskiego. Pogodził on tematykę dotyczącą ptaków i możliwy kontekst zastosowania takiego wyrażenia – jego wersja brzmi następująco: „kiedy wejdziesz między wrony, musisz krakać jak i one”. Idiom ten, określający zachowanie ludzkie w życiu społecznym, niesie ze sobą znaczenie podobne do tego w tekście Carrolla.
Z powyższych rozważań jasno wynika, że osiągnięcie całkowitej ekwiwalencji tekstu tłumaczenia względem oryginału jest praktycznie niemożliwe, a jego jakość często uzależniona jest po prostu od kreatywności tłumacza.
Nina Labocha