W ubiegłym tygodniu (3–6.11.2011) po raz kolejny odbyły się Targi Książki w Krakowie. Wiedziona służbową, ale również osobistą ciekawością postanowiłam odwiedzić to bardzo popularne i zachwalane przez wielu wydarzenie. Niestety muszę przyznać, że poczułam się trochę rozczarowana całą imprezą.
Po pierwsze, sam dojazd na targi okazał się trochę „drogą przez mękę”, nie jest to jednak główny powód mojego rozczarowania. Byłam przekonana, że są to dosyć duże targi, na których można zobaczyć sporo ciekawych nowości wydawniczych, jednak ani nie okazały się takie duże, ani nie znalazłam tam wielu interesujących pozycji. To, co pierwsze rzuciło mi się w oczy, to mnogość wydawnictw religijnych i fakt, że wszystko wyglądało raczej jak zwykły kiermasz książek, z niekoniecznie interesującymi promocjami. Na pewno osobom, które poszukiwały konkretnych książek w niższej cenie, udało się coś „upolować”, ja jednak wyszłam z targów nieco zniechęcona, choć pełna wiary w słowa Umberto Eco, które były myślą przewodnią tego wydarzenia: „Nie myśl, że książki znikną”.