Internet to „miejsce” szczególne. W świecie nauki „mem” to „nazwa jednostki ewolucji kulturowej, analogicznej do genu, będącego jednostką ewolucji biologicznej. Jednak w świecie Internetu „mem” to zabawne (przynajmniej w założeniu) zdjęcia kotów albo absurdalne „fakty” o Chucku Norrisie. Jak nietrudno się domyśleć, ta strona Internetu jest dość specyficzna od strony językowej.
To taki świat na opak, w którym poprawność językowa jest czymś, czego się umyślnie unika. Jeden z najstarszych memów to „all your base are belong to us”, cytat z przetłumaczonej nieporadnie z japońskiego na angielski gry video „Zero Wing” (po polsku byłoby to mniej więcej „wszystkie wasze baza są należą do nas”). Wspomniane zdjęcia kotów, czyli lolcaty, obowiązkowo podpisane są łamaną angielszczyzną w stylu „I can has”, co przeniknęło poniekąd również do polskiego Internetu, np. w postaci popularnego kota „co ja pacze?”.
Jeden z niewielu skutecznie spolszczonych memów to „pieseł” ( angielski „doge”) – zdjęcia psa rasy Shiba inu ozdobione równoważnikami zdań udającymi wewnętrzny monolog czworonoga, w stylu „uszanowako” „wow, mem taki śmieszny”, „pieseł taki ładny”. ZMemy zdobyły ogromną, dla wielu zupełnie niezrozumiałą, popularność, i zaczęły nawet przenikać do potocznego języka. Na szczęście nawet w dzisiejszych czasach, w których wszystko jest online i Internet zagląda nam nawet do lodówki nie grozi nam jeszcze, że za chwilę wszyscy zaczną na co dzień posługiwać się tym zmutowanym językiem śmiesznych obrazków. Jeszcze.
Są również memy opierające się na naszej kompletnej nieznajomości jakiegoś języka. Na przykład słynna scena z niemieckiego filmu „Upadek” w której Hitler wrzeszczy na swoich oficerów stała się znacznie popularniejsza i lepiej znana od samego filmu, który był w 2004 roku niemieckim kandydatem do Oscara. Mem z Hitlerem polega na dodaniu do tego fragmentu filmu własnych napisów z tłumaczeniem jego wściekłej tyrady, które to tłumaczenie oczywiście nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. I tak Führer wścieka się na cenzurowanie Internetu, nie wydanie nowej gry komputerowej na jego ulubioną konsolę albo brak dobrych imprez w Warszawie. Prawdopodobnie filmiki te nie były jednak tak zabawne dla niemieckojęzycznych internautów, rozumiejących co Adolf naprawdę mówi.
Ta dowcipna strona Internetu w ogóle zdaje się nie kochać Niemców – inny popularny mem to Differenze Linguistiche, porównujący wybrane słowo w kilku językach, w których brzmi podobnie, a na końcu prezentujący je w języku w którym brzmi rażąco inaczej. Ostro brzmiący język Goethego jest bardzo łatwym celem, chociaż czasem dostaje się również językom skandynawskim lub azjatyckim. Bądźmy jednak szczerzy – z szeleszczącej polszczyzny również można by sobie podobnie dworować.
(AK)