Może trochę przesadzam, sugerując się badaniami socjologów i antropologów, jednak to właśnie z nich dowiadujemy się czegoś więcej o nas samych. Naukowcy nazywają współczesnych ludzi łacińskim określeniem „homo ludens”, co można przetłumaczyć jako „człowiek bawiący się”.
Dążymy do ciągłej zabawy. Chcielibyśmy robić to, co lubimy – nawet praca powinna być dla nas przyjemnością. Dzięki nowoczesnym technologiom staliśmy się bardzo wygodni i zaczęliśmy myśleć według wzoru „rozrywka ponad wszystko”. Bawimy się, tańcząc na dyskotekach, w klubach, grając w kręgle, bilard czy gry komputerowe, i wydaje nam się, że to właśnie dzięki takim czynnościom czujemy się świetnie. Specjaliści dowiedli, że te wszystkie wynalazki kulturowe tak naprawdę nie są nam potrzebne do szczęścia. Osiągnięcie dobrego samopoczucia zapewnia nam właściwie tylko jedno – paplanina. Tak, człowiek musi „gadać”, żeby dobrze się czuć. W każdej kulturze to właśnie mówienie stanowi rdzeń wzajemnego porozumiewania się i zabawy. Zarówno w społecznościach prymitywnych, jak i tych wysoko rozwiniętych język i słowa są elementami, które dają człowiekowi największą przyjemność. Oczywiście trzecim ważnym składnikiem w całej paplaninie, oprócz języka i słów, jest drugi człowiek. Nieważne, jakiej jest płci, nie musi nas uważnie słuchać, ważne, żeby był obok, a my będziemy mówić. Osobom, które są małomówne, wystarczy kilka zdań zamienionych z drugą osobą, żeby poczuć się lepiej, natomiast ci gadatliwi stawiają poprzeczkę nieco wyżej.
Jeśli ciężko Wam uwierzyć w tę teorię, to proponuję poobserwować swoich znajomych, a przede wszystkim samych siebie. Zastanówcie się, czy sam taniec, bez wypowiedzenia ani jednego słowa, jest w stanie uszczęśliwić Was na tyle, że wracacie z imprezy maksymalnie zadowoleni. Zachęcam do obserwacji!
Agata Tuchowska