Istnieje wiele metafor służących opisywaniu pracy tłumacza. Elżbieta Skibińska dodała do nich jeszcze jedną – tłumacz jako kucharz. Skąd takie porównanie i czym analogicznie będzie kuchnia tłumacza? Odpowiedzi na to pytanie można znaleźć w książce pt. „Kuchnia tłumacza. O polsko-francuskich relacjach przekładowych”.
Na okładce tej pozycji możemy przeczytać następujący opis: „Tłumacz to kucharz. Jak wszyscy mistrzowie, także kucharze mają swoje sekrety, których zazdrośnie strzegą i które przekazują tylko wybranym.”
Każdy tłumacz przekłada dany tekst według swoich zasad, z uwzględnieniem (być może nieświadomym) swojego zaplecza kulturowo-językowego oraz odpowiednimi doświadczeniami życiowymi. Każdy z nich ma inny sposób „przyrządzania” i przekładania niektórych słów bądź całych płaszczyzn znaczeniowych tekstu.
Dobry przepis jest sekretem każdego kucharza – najczęściej nie udostępnia on go innym, aby jego usługi były jedyne w swoim rodzaju. Podobnie jest też z tłumaczem i procesem przekładu – jego efekt końcowy praktycznie nigdy nie będzie taki sam, nawet pomimo korzystania za każdym razem z tych samych słowników. Warsztat tłumacza-kucharza będzie można jednak poznać częściowo poprzez analizę jego dzieła, która uchyli rąbka tajemnicy o charakterze jego pracy oraz regułach stosowanej przez niego sztuki przekładu.
Książka Elżbiety Skibińskiej to jednak nie tylko próba opisu pracy tłumacza. Jest to także studium różnych kuchni świata, z przewagą kuchni francuskiej. Błędem byłoby zaczynanie lektury „Kuchni tłumacza” o pustym żołądku. Opisy jedzenia i dylematy związane z tłumaczeniami niektórych nazw sprawiają, że książka ta, z typowo naukowej, staje się przyjemną i z pewnością lekkostrawną pozycją nie tylko dla teoretyków literatury i przekładoznawców, ale także dla tych, którzy lubią dobrze zjeść. Polecam!
NL