Jak wygląda praca tłumacza? Osobom niewtajemniczonym słowo „tłumaczenie” przywołuje na myśl średniowieczny zakon, grupę zakonników przepisujących i tłumaczących księgi biblijne z greki na łacinę, a do tego zdobiących je skomplikowanymi ornamentami. Ale jak wygląda praca tłumacza obecnie? Jedną z możliwości jest tłumaczenie tekstów w programie Microsoft Word, linijka pod linijką, kasując przy tym tekst źródłowy. W praktyce jednak wygląda to zupełnie inaczej.
Programy CAT (z ang. Computer-Assisted Translation) niezmiernie ułatwiają pracę tłumacza w skomputeryzowanym świecie. Nie można jednak mylić tłumaczenia realizowanego przy pomocy programów CAT z tłumaczeniem maszynowym, w którym całość tekstu jest tłumaczona przez komputer, za pomocą automatycznych algorytmów, czego przykładem jest powszechnie znany uczniom Google Translator.
Narzędzia CAT pozwalają na zdecydowanie szybszą pracę tłumacza. Dzielą one tekst na segmenty, które możemy tłumaczyć równolegle do tekstu źródłowego. Programy takie posiadają wbudowane funkcje sprawdzania pisowni, gramatyki oraz dodatkowe elektroniczne słowniki. Dzięki funkcji znaczników wyświetlanych w tekście źródłowym, formatowanie tekstu docelowego jest identyczne z oryginałem. Elementy grafiki tj. różnego rodzaju obrazki, znaki wodne i loga pozostają na swoim miejscu. Możemy również przeszukiwać teksty już przetłumaczone, które odnoszą się do danego tekstu np. w programach Naturel, ISYS Search Software i dtSearch. Tłumacz tworzy własną bazę terminologiczną podczas tłumaczenia oraz pamięć tłumaczeniową (TM – z ang. Translation Memory). Pamięć tłumaczeniowa pozwala na wyszukanie w tłumaczonym tekście fragmentów, które są identyczne lub też bardzo podobne do już przetłumaczonych fragmentów z innych tekstów. W takiej sytuacji tłumacz nie musi po raz kolejny tłumaczyć identycznych zdań, co bardzo często zdarza się w przypadku tłumaczenia umów, ponieważ program sam podstawia przetłumaczone zdania z pamięci tłumaczeniowej.
Obecnie wybór narzędzi CAT jest przeogromny i możemy wybierać i przebierać. Niestety niewiele z nich jest bezpłatnych, dlatego właśnie od nich chciałabym zacząć. Dla początkującego adepta sztuki tłumaczeniowej dobrym programem może być Google Translator Toolkit. Aby mieć do niego dostęp, wystarczy założyć konto na Gmailu lub też Google +, przy czym warto zwrócić uwagę na to, że jest to narzędzie dostępne wyłącznie online. Kolejnym programem jest Omega T – program open source, dostępny do pobrania ze strony producenta. Programy MemoQ i XTM Cloud oferują możliwość bezpłatnego testowania przed okres 30 dni, po których wygasa licencja. Po tym okresie można wykupić licencję na ich użytkowanie. Interfejs tych programów jest łatwy w obsłudze i intuicyjny, co nie zawsze jest aż tak oczywiste. Zwolenników płatnego programu Wordfast z pewnością ucieszy fakt o darmowej wersji Wordfast Anywhere, z której możemy korzystać online.
Jednak prawdziwym gigantem, powszechnie obecnym w biurach tłumaczeń jest program SDL Trados. Jego coraz to nowsze wersje oraz cena licencji przyprawia o zawrót głowy. Dla freelancera – tłumacza na zlecenie, jest to koszt ok. 2 tys. zł. Mimo to program ten cieszy się niemałą popularnością. Obsługuje wszystkie rozszerzenia plików, kusi bogactwem narzędzi, lecz nie jest bezbłędny. Krytycy obwiniają go za brak kompatybilności z poprzednimi wersjami, słaby system pomocy dla użytkownika oraz trudny w obsłudze interfejs. Złośliwi obwiniają politykę firmy, w której założono stworzenie skomplikowanego interfejsu po to, aby użytkownicy płacili za filmiki instruktażowe. Pomimo wspomnianych wad, liczba użytkowników SDL Tradosa nie maleje. Pamięć tłumaczeniowa i wielojęzyczne glosariusze nadal są gratką dla niejednego tłumacza.
Tak więc wybór narzędzi CAT jest przeogromny, a wymienione powyżej programy stanowią tylko ich cząstkę. Warto samemu wypróbować różne programy i sprawdzić, który nam odpowiada. A potem nic już nie stoi na przeszkodzie, aby zostać nowym tłumaczem w biurze Atominium.:)
(DD)