Niełatwo być purystą językowym i miłośnikiem fantastyki jednocześnie. Nie trzeba nawet szczególnie pokręconej książki, której autor bawi się językiem i zabawia w słowotwórstwo na każdym kroku, jak „Alicja w Krainie Czarów” z jej słynnymi banderzwierzami i jaszmijami smukwijnymi. By zacząć długi spór, wystarczy coś tak z pozoru prostego, jak znane wszystkim czytelnikom, czy nawet fanom filmowego „Władcy Pierścieni”, elfy, krasnoludy i orkowie.
Nie chodzi tu nawet o mnogość istniejących na naszym rynku tłumaczeń dzieł Tolkiena i pomysł niesławnego Jerzego Łozińskiego, by z krasnoludów zrobić „krzaty”. Według powszechnie przyjętego tłumaczenia Gimli to krasnolud, Elrond zaś był elfem, i tego się trzymajmy. Ale co zrobić z liczbą mnogą? „Krasnoludy” czy „krasnoludowie”? „Elfy” czy „elfowie”? Reguły języka polskiego wskazują jednoznacznie na pierwszą opcję, ale sprawa nie jest tak banalna – w końcu nie o Polsce tu mowa, a o Śródziemiu. Niektórzy uważają, że „elfowie” byliby bliżsi intencjom samego Tolkiena, któremu zależało na tym, by w przekładzie jego elfy nie kojarzyły się czytelnikom z filigranowymi wróżkami o motylich skrzydłach. A co z ich złymi krewniakami? Wielu czytelników oburza się widząc w tekście słowo „orki” zamiast „orkowie”. W końcu Froda nie ścigały po Śródziemiu drapieżne delfiny. Jeśli jednak „orkowie”, to czy nie powinniśmy być konsekwentni?
Oczywiście wszystko można łatwo doprowadzić do absurdu. „Orkowie” mogą być wręcz przez niektórych wymagani, „elfowie” mogą być znośni, ale nikt nie zdzierży form „goblinowie”, „smokowie” czy „hobbitowie”. Trudno więc być konsekwentnym. Rzecz jasna niektóre formy już się utrwaliły i do jakichkolwiek wniosków nie doszedłby profesor Miodek, już się ich nie zmieni.
Osobny spór wokół nazewnictwa fantastycznych ras można natomiast wywołać… nazywając je rasami. Tak naprawdę mamy przecież do czynienia z gatunkami – krasnoludy i elfy mają się do siebie przecież jak psy i koty, nie jak jamniki i spaniele. Co ciekawe nie można tu już winić tłumaczy, ponieważ w języku angielskim słowo „races” pojawia się równie często jak „species”. To również coś, co po prostu się przyjęło. Mimo jednak, że tyle jest rzeczy przyjętych, spór musi co jakiś czas rozgorzeć na nowo, chociażby przy okazji wydania nowej na naszym rynku książki, filmu lub gry. Jeśli więc macie w tej kwestii własne zdanie, nie martwcie się – na pewno trafi się okazja, by zabrać głos.
(AK)