Wiele osób podczas nauki języków obcych zastanawia się nad przyszłością tej dziedziny. Czy w dobie internetu i automatyzacji ten długoletni wysiłek wciąż ma sens? Ślęcząc nad kolejnymi podręcznikami, zapamiętując setki słówek, zastanawiamy się, czy ta praca nie będzie zwyczajnie bezużyteczna. Już teraz informatycy i lingwiści prześcigają się w pomysłach na programy i algorytmy pozwalające nam na tłumaczenie wszystkich języków świata. Już teraz ich starania okazują się całkiem owocne.
Najbardziej rozpowszechnionym narzędziem do tłumaczenia jest zdecydowanie Google Translator. Pracownicy Google naprawdę się spisali. Program obsługuje większość języków i umożliwia tłumaczenia nawet całych zdań. Niestety, wykonywane są one jedynie za pomocą podstawowych algorytmów. Kiedy zdanie zbudowane jest w inny sposób lub zawiera niewprowadzone do słownika idiomy czy powiedzenia – prawdziwy sens wypowiedzi nie jest przekazywany. Tu pojawia się główny problem, jaki napotykają maszyny podczas przekładów – jest to zawsze tłumaczenie dosłowne. Jak dotąd pozostaje on nierozwiązany.
Kiedy język jest używany, zachodzą w nim ciągłe procesy słowotwórcze, za którymi żaden komputer nie będzie w stanie nadążyć. Maszyna nie odgadnie też naszych skojarzeń. Jakkolwiek zaawansowane procesy nigdy nie zastąpią tego, co dzieje się w ludzkim mózgu podczas używania mowy.
Wnioski są proste. Dzięki osiągnięciom techniki już teraz jesteśmy w stanie tłumaczyć proste zdania. Nasze podstawowe potrzeby czy opinie mogą być zrozumiane. Jednak kiedy nasza wypowiedź zawiera głębszą myśl, żaden program nie poradzi sobie z jej przetłumaczeniem. I chociaż większość dziedzin naszego życia staje się coraz bardziej zautomatyzowana, to w przypadku tłumaczeń powierzenie tego zadania maszynie nigdy nie będzie w pełni możliwe.
(AS)