Truizmem byłoby napisanie, że użytkownicy języka polskiego coraz częściej sięgają po obcojęzyczne słownictwo – to naturalna cecha języków poddawanych kontaktom z innymi kulturami. Znacznie ciekawszym zagadnieniem jest zbadanie zachowania się tych zapożyczeń po włączeniu ich na stałe w rodzimy system językowy. Dlatego pozwolę sobie skupić się dzisiaj tylko na jednym wymiarze zapożyczeń, a mianowicie na ich funkcjonowaniu w świecie kosmetyków i pielęgnacji ciała.
Uchodzący przez kilka stuleci za stolicę stylu Paryż sprawił, że modne damy przywoziły znad Sekwany nie tylko kosmetyki, ale także francuskie słownictwo. Najbardziej klasycznym przykładem są zapewne perfumy pochodzące od francuskiego parfum oznaczającego zapach. Obok tej formy używano także formy ten perfum. Wśród francuskojęzycznych zapożyczeń znalazł się też manucure, na szyldach polskich gabinetów kosmetycznych zapisywany często jako manicure lub nawet manikiur. Podobnie sytuacja ma się z francuskim pédicure, z którego zrobiono pedicure i pedikiur. Farbowane pasemka we włosach zyskały nazwę balejaż – od francuskiego balayage, a upiększający twarz proszek nazwano pudrem – od poudre. Najmniej pod względem fonetycznym został pokrzywdzony chyba makijaż (po francusku maquillage), który wymawia się niemal identycznie, jak w oryginale.
Te pochodzące z języka francuskiego terminy na trwałe wrosły w nasz system językowy. Zasadniczo nie mają one swoich polskojęzycznych odpowiedników i chyba nikt nie chce ich zmieniać. Natomiast niejako w opozycji do tego zjawiska stoi bardzo modne w ostatnich latach zapożyczanie terminów anglojęzycznych, które nie zawsze mają tak mocną pozycję, jak nazwy zaczerpnięte z francuskiego i nie są tak jak one powszechnie znane. Tytułem przykładu należałoby wspomnieć o eyelinerze, czyli tuszu do rysowania kresek na powiekach, który zachował oryginalną pisownię, o maskarze, czyli tuszu do rzęs, który zyskał nazwę od angielskiego rzeczownika mascara, czy też o nieco bardziej rozpowszechnionym żelu będącym spolszczonym rzeczownikiem gel.
Z pewnością tendencja ta nie ustanie, między innymi za sprawą postępu technologicznego i otwierania się przedsiębiorców na rynki zagraniczne. Możemy spodziewać się, że ciągle będą pojawiać się coraz to nowsze artykuły, których nazwy nie będą nam znane. Nic jednak nie stoi na przeszkodzie, by, spotkawszy na półkach w sklepie taką zagadkę, zamiast załamywać ręce nad tempem zmian w świecie, zastanowić się nad tym, w jaki sposób język potrafi reagować na nowinki, a może nawet wymyślić polski odpowiednik.
MK