Regionalizmy zawsze dzieliły Polaków z różnych rejonów kraju i powodowały liczne spory, która wersja jest lepsza.
Według Leksykonu Gwar Polskich regionalizmy to element językowy (cecha fonetyczna, morfologiczna, konstrukcja składniowa, wyraz, frazeologizm) występujący na części obszaru języka narodowego, ograniczonej do pewnego regionu (stąd nazwa).
Najbardziej znanym przykładem regionalizmów jest warszawskie „wyjście na dwór” i krakowskie „wyjście na pole” – osobiście dobrze znam ten problem, kiedy nagle po wyjściu z pociągu na Dworcu Centralnym wszyscy wokół mnie wychodzili „na dwór”. Ja całe życie chodziłam „na pole”. To chyba kwestia przyzwyczajenia, ale za to budząca wiele kontrowersji. W Małopolsce wszyscy wychodzimy „na pole” i jest to już tradycja, która stała się krakowskim znakiem rozpoznawczym, często nawet wyśmiewana w wielu regionach kraju.
Również popularne krakowskie zwroty „zróbże”, „pójdźże” w innych rejonach kraju są postrzegane jako śmieszne. W Krakowie rzeczone „że” słychać bardzo często i nikogo już to nie dziwi.
Wiele regionalizmów znika jednak z użytku na rzecz ogólnopolskich sformułowań stosowanych powszechnie w środkach masowego przekazu. Z barów mlecznych znikają „sznycle”, a zamiast nich w kartach pojawiają się „kotlety mielone”. W sklepach zamiast „weki” coraz częściej kupujemy „bułkę pszenną”. Z kolei na miejsce „jarzyny” wprowadza się warszawska „włoszczyzna”, a na miejsce „borówek” – „jagoda”.
Regionalizmy są dowodem na to, że mamy własną tożsamość i tradycję językową. Według mnie wymagają szacunku i z pewnością powinny być nadal używane w języku potocznym.
Więcej:
http://krakow.gazeta.pl/krakow/1,44425,10875121,Regionalizmy_w_odwrocie__Wola_dwor_od_pola.html
(AK)