O tym, że język czeski śmieszy Polaków, nie trzeba nikogo przekonywać. Dowodem na to mogą być chociażby naśladujące język naszych sąsiadów zza miedzy zwroty i wyrażenia. Ofiarą takich lingwistycznych żartów często padają nazwy zwierząt. Dahovy obsranec to prześmiewcza nazwa gołębia. A jaki jest jego prawdziwy czeski odpowiednik? Otóż holub. Brzmi znajomo? Kolejną ofiarą pseudolingwistów jest wiewiórka – drevni kocur, a w rzeczywistości veverka. Z kolei stonka to mandolina bramborova.
Wybierając się do Czech, należy jednak pamiętać o tzw. fałszywych przyjaciołach, czyli słowach, które brzmią niemal identycznie w obu językach, ale mają zupełnie inne znaczenie. Jeśli zdarzy nam się użyć jednego z nich, może nie być już niestety tak zabawnie. Szczególną ostrożność musimy zachować w przypadku polskiego słówka szukać, które brzmi niemal identycznie jak czeskie słowo šukat, które jest obraźliwym określeniem stosunku seksualnego, używanym jako przekleństwo. Właściwy czasownik to w tym przypadku hledát. Mniej „niebezpieczne” jest kupowanie w Czechach chleba. Nie zrażajmy się, gdy w piekarni będą chcieli sprzedać nam czerstwy chleb, gdyż czeskie słowo cerstvy po polsku znaczy świeży :-). Inne zdradliwe słowa to: zachod, czyli toaleta, jagoda, czyli truskawka, i napad, czyli pomysł.
Jak widać, musimy być ostrożni w doborze słów i nie dać się zwieść pozorom.